Jedni uwielbiają Halloween, inni widzą w tym dniu pogańskie święto. Jedno jest pewne, większość z nas lubi historie „z dreszczykiem”, czyli opowieści o duchach. Mamy również na Mazurach kilka takich miejsc, gdzie podobno coś, kogoś widziano, kto nie powinien być już w świecie żywych. 31 października spójrzmy więc gdzie na Mazurach straszy.
Według lokalnych podań, na zamku w Rynie pojawia się płacząca dama. Zjawa ma być duchem Anny, żony księcia Witolda, zamordowanej przez Krzyżaków, którzy mieli zamurować ją żywcem wraz w dziećmi w ścianach zamkowych komnat. Jeszcze dziś podobno można usłyszeć płacz zrozpaczonej matki, rozbrzmiewający nocą na zamku.
Jak powiedziała PAP Life kustosz Zamku Ryn Wiesława Bujwid, Duch Białej Damy, to dobry i niegroźny duch. Interesujące jest to, że objawia się wyłącznie mężczyznom, którzy zagubili się w zamku. Księżna Anna wskazuje drogę do komnat. Według kustosz, kilka osób przyznało, że widziało w oddali białą postać, która unosiła się w powietrzu. To jednak nie jedyna ciekawostka związana z zamkiem.
- W Rynie krążą legendy na temat tajemnych korytarzy łączących dawną krzyżacką twierdzę z okolicznymi budynkami. Z różnych opowieści wiemy o przynajmniej trzech podziemnych przejściach, które w przeszłości mogły służyć Krzyżakom w celach obronnych - zdradza Bujwid.
Warto się tam wybrać i wsłuchać w ciszę – może coś usłyszymy, zobaczymy?
Przenosimy się teraz do miejscowości Wielbark w powiacie szczycieńskim. Tam według miejscowych legend w budynku plebanii przy kościele ewangelickim ma pojawiać się duch młynarskiego pachołka, który w tym obiekcie się powiesił. Kościół i znajdująca się obok plebania stoją do dziś. Czy jednak ktoś odważy się tam pójść po zmroku?
Swoje duchy ma również region Węgorzewa. Na trasie z Węgorzewa do Węgielsztyna, kiedy już miniemy dwa ronda, to po lewej stronie drogi zobaczymy Lisią Górę. Musimy jej dobrze wypatrywać, ponieważ coraz bardziej zarasta krzakami i drzewami.
Według miejscowych legend na tym wzgórzu znajdował się niegdyś zamek, który miał w całości zapaść się po ziemię. Jedynym śladem po istnieniu takiego obiektu miała być żelazna, potężna pokrywa.
Jak podają miejscowi, bawiące się na wzgórzu dzieci kiedyś zauważyły, że ciężka pokrywa jest odsunięta. Wiedzione ciekawością zeszły po drewnianych schodach do podziemi. Tam zaś dotarły do dużej komnaty, pełnej kosztowności – drogich kamieni i złota.
Wtedy z ciemności usłyszały głos: „My jesteśmy przeklęci i wy jesteście przeklęte!”. Przerażone dzieci pobiegły w górę schodami, a tam… ciężka klapa była znowu zasunięta. Jak głoszą miejscowe podania, w ciche noce, przy blasku księżyca, około północy można usłyszeć jęki, płacze i szlochy zaginionych dzieci.
Jeśli zaś chcemy zobaczyć „pannę z zaświatów” musimy dotrzeć do miejscowości Talusy w powiecie ełckim, do szosy łączącej Orzysz z Ełkiem. Tam znajdziemy niewielką, boczną drogę, przy której znajduje się góra z cmentarzem z czasów I wojny światowej. Rodowici Mazurzy wzniesienie nazywali Pielakornią. Wierzyli, że stał tam kiedyś zamek, który zapadł się do wnętrza góry.
Natomiast raz na pięćdziesiąt lat pojawiać się tam ma cała w bieli, niewinna córka przeklętego pana zamku i prosi przechodzącą kobietę o kupienie w Ełku butów. Zjawa wręcza pieniądze i stawia warunek – nie wolno się targować przy kupnie. Legenda głosi, że jeśli biała pani otrzyma nowe buty, z zapadłego zamku i jego mieszkańców zostanie zdjęte zaklęcie, a wybawicielka stanie się bogata. Podobno zjawę widziano wielokrotnie w tym miejscu.
W budynku dawnego dworku z pierwszej połowy XVIII w. mieści się obecnie Muzeum Kultury Ludowej. Według lokalnych informacji znajdują się tam wiekowe drewniane schody, na których około północy ma pojawiać się mężczyzna w długim, czarnym, skórzanym płaszczu. Raz widziany był w kapeluszu, innego razu świecił łysiną.
Już pierwsza polska rodzina, która przeniosła się tu z Wileńszczyzny w 1945 r., nie wytrzymała w dworku nawet kilku nocy. Duch miał być bardzo uciążliwy. Kto tam straszy? To ponoć duch SS-manna, który długo umierał w tym domu na przełomie 1944 i 1945 r., gdy urządzono w nim szpital polowy. Pracownicy muzeum, zagadywani o ducha w czarnym płaszczu, znacząco się uśmiechają.
Co prawda w przypadku piramidy w Rapie nie mamy żadnych opowieści o duchach, jednak krążyły wśród miejscowej ludności podania o klątwie, która miała dosięgnąć ten pruski ród.
Rodzina Fahrenheidów posiadała rozległe dobra i liczne majątki w dolinie Węgorapy – w Mieduniszkach, Rapie, Bejnunach. Johan Friedrich Wilhelm był zafascynowany Egiptem, w którym Anglicy (i nie tylko) odkrywali i plądrowali grobowce na niespotykaną skalę. Nieustająco powiększającą się kolekcję przechowywał w ogromnych salach pałacu, zaprojektowanego przez słynnego architekta i rzeźbiarza Alberta Wolfa.
Piramidę było podobno widać z salonu. Podobno, bo po okazałym gmachu nie ma już śladu. Ród opuścił Rapę pod koniec XIX w., a budynki powoli niszczały.
Miejscowa ludność unikała tego miejsca. W mauzoleum spoczywało już siedmiu członków rodu. Pierwszą pochowaną tu osobą była trzyletnia córka Friedricha, Ninette. Wokół okoliczności jej śmierci narosły legendy. Dziewczynkę miała dosięgnąć klątwa. Ninette śmiertelnie zachorowała po dotknięciu figurki boga śmierci Anubisa. Po niej umierali kolejni, zawsze przedwcześnie.
Lokalna ludność uznała piramidę za przestrzeń działania demonicznych sił. Gdy w okolicy dochodziło do pomoru bydła, podejrzenia kierowana w jej stronę.
Radiesteci wskazują, że miejsce wybrane na lokalizację mazurskiej piramidy nie zostało wybrane przypadkowo. Przede wszystkim, według ich badań, jest to miejsce o „pozytywnym promieniowaniu” z wnętrza ziemi. Jest to więc tzw. „miejscem mocy”.
Obecnie piramida jest odnowiona, a obiekt zabezpieczonych. Jednak wiele osób, które piramidę odwiedziło opowiadało o co najmniej dziwnych odczuciach, gdy spacerowało wokół obiektu.
Zamek w Reszlu co prawda nie szczyci się żadną wzmianką o duchach czy innych niesamowitych zjawiskach, jednak warto tu zajrzeć – ponieważ właśnie w okolicach zamku w Reszlu zapłonął ostatni stos w procesie o czary w Europie.
Ostatnią spaloną na stosie ofiarą była Barbara Zdunk. Sprawa oskarżenia zaczęła się nie od domniemanych czarów, ale od pożaru, który w 1807 roku strawił prawie całą zabudowę Reszla.
W śledztwie nie udało się znaleźć winnego, zatem podejrzenie padło na kobietę od lat oskarżaną o czary. Mimo tortur nie przyznawała się do winy. Po kilku latach zapadł wyrok uznający Barbarę Zdunk za winną zarzucanego czynu i skazano - jako oskarżaną również o czary - na spalenie na stosie.
21 sierpnia 1811 roku skazaną przewieziono na Szubieniczną Górę blisko Reszla, gdzie egzekucji dokonał kat z Lidzbarka Warmińskiego. Pamiątką po tych wydarzeniach jest piwnica na zamku w Reszlu, gdzie najprawdopodobniej Barbara Zdunk była więziona i gdzie chętnie zaglądają teraz turyści. Kto wie, może ktoś coś zobaczy, usłyszy…?
Cmentarz ewangelicki w Giżycku to miejsce pełne historii i atmosfery. Założony w XIX wieku przez niemieckich osadników, jest świadkiem wielu losów ludzkich i zmian politycznych. Według niektórych jest też miejscem niepokojących zjawisk paranormalnych. Podobno na cmentarzu słychać dziwne odgłosy, takie jak szepty, kroki czy bicie serca. Niektórzy mówią też, że widzieli tam duchy zmarłych lub białe postacie.
To tylko niektóre znane miejsca na Mazurach, gdzie można spotkać duchy. Jeśli jesteś odważny i ciekawy, możesz spróbować samodzielnie zweryfikować te opowieści. Może uda ci się nawiązać kontakt z innym światem?
Serwis mazury24.eu nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
Artykuł nie ma jeszcze komentarzy, bądź pierwszy!